Solidarność według kobiet
Kobiety-kastety

“Świat zmieniają fighterzy, a nie ciućmoki” – “Solidarność według kobiet” (recenzja)

Na zdjęciach i filmach z czasów “Solidarności” na pierwszym planie widać Wałęsę. Stojące obok niego kobiety to no-name, czasami ich imiona i nazwiska niedbale zapisano w samym rogu zdjęcia, jakby przypadkiem. Marta Dzido i Piotr Śliwowski znaleźli jeszcze więcej tajemnic z tamtego okresu i postanowili nakręcić dokument o Solidarności z perspektywy kobiecej („Solidarność według kobiet”). Dobrze wiedzieć, że mamy nie tylko zasłużonego ojca, ale też wiele wybitnych matek. To właśnie te zapomniane bohaterki napędziły koło hi(er)storii.

 

Pierwsze wrażenie po filmie? Zaskoczenie, że twórcy dotarli do tak wielu osób, faktów oraz niepublikowanych dotąd dokumentów. To nie tylko ogromny wysiłek, ale i świetna lekcja historii: dostajemy wiedzę z zupełnie innej perspektywy. Widać konsekwentną wizję reżyserów, a zarazem film jest trudno uchwytny, “poszarpany”. Trochę przypomina mi książki Olgi Tokarczuk. Jest w nim coś takiego, co porusza, skłania ku refleksji i jednocześnie burzy wiele społecznych i kulturowych stereotypów. Mogą pojawić się złość, poczucie niesprawiedliwości, chęć szukania odpowiedzi. Wściekłość też może mieć pozytywną stronę: może prowadzić do ułożenia świata na nowo, według własnych reguł i własnego sumienia. I to właśnie robią twórcy filmu.

 

Nieopowiedzianych historii jest wiele, ale Marta Dzido i Piotr Śliwowski nie silili się na epatowanie emocjami, przejaskrawienie czy próby zniesławienia kogokolwiek. Zamiast tego wybrali minimalizm, wręcz surowość i taki sposób prowadzenia akcji, że odbiorca ma wrażenie bycia częścią tej historii. Oglądając film, zdajemy sobie sprawę, jak bardzo nas, kobiety, wyrolowano. Szczególnie wystawiono do wiatru te kobiety, które współtworzyły “Solidarność”. Tym samym – skrzywiło się nasze postrzeganie rzeczywistości. Inna grupa społeczna, która bardzo wiele zapłaciła za ten zwrot w historii, to oczywiście robotnicy. To jednak temat na odrębny artykuł.

 

Po co nam ta historia?

 

Marta Dzido (rocznik 1981), reżyserka i narratorka dokumentu, opowiada, że obalenie komunizmu kojarzyło jej się z pojawieniem się w domu magnetowidu. Ja nie pamiętam wcale roku 1989 (miałam wtedy 2 lata), dla mnie już było to zamierzchłą historią, zasłyszaną z ust rodziców i dziadków. U mnie życie tak naprawdę zaczęło się od magnetowidu. Wielkie historie były gdzieś na boku, w telewizji, książkach. A już na pewno nie było w nich kobiet, a jeśli były, pełniły rolę pomocnic, sekretarek, opiekunek itp. Słowem: zajmowały jedynie przestrzeń domową.

 

Pytanie zasadnicze od Marty Dzido brzmi: w jaki sposób mamy budować własną tożsamość, naszą kobiecość, jeśli nie znamy własnych społecznych korzeni? To, kim jesteśmy, zawdzięczamy w dużej mierze naszym przodkiniom, a także systemowi, w jakim przyszło im żyć. Co więcej: trudno zrozumieć motywy postępowania babć, a nawet matek, gdy nie znamy całego kontekstu społeczno-politycznego. Praca Marty Dzido i Piotra Śliwowskiego jest odzyskiwaniem porośniętych mchem herstorii w kulminacyjnym dla Polski momencie historycznym, począwszy od pierwszych strajków robotników w 1980 roku, stanu wojennego, funkcjonowania podziemia aż po pierwsze wolne wybory w 1989 roku. Dowiadujemy się, że kobiece bohaterki “Solidarności” to nie tylko Anna Walentynowicz i Henryka Krzywonos.

 

Tajemnicze nagrania

 

Gdy Anna Walentynowicz została zwolniona z pracy w Stoczni Gdańskiej, w jej obronie (oraz w obronie Lecha Wałęsy) stanęli robotnicy. Taki był początek Solidarności. W końcu udało się przywrócić ich do pracy, a o kontynuacji strajku solidarnościowego zadecydowały kobiety, czyli Anna Walentynowicz, Ewa Ossowska, Alina Pienkowska i Henryka Krzywonos. Powstał związek zawodowy, w którym domagano się nie tylko odrębnej reprezentacji, ale też swobód obywatelskich (prawo do wolności słowa, mediów, a także podwyżki płac, reformy służby zdrowia itp). Na czele “Solidarności” stanął Lech Wałęsa, ale mnóstwo pracy wykonywała m. in. Ewa Ossowska, która przekonywała robotników do strajków. O kobiecie nie było nic słychać, magicznie zniknęła z oficjalnych zdjęć z tamtego czasu. Widnieje jednak na odzyskanych filmowych nagraniach tuż obok Lecha Wałęsy (taśmy “odrzucone”). Kobieta mieszka za granicą od wielu lat, ale twórcom udało się do niej dotrzeć. Scena spaceru Ewy Ossowskiej i Marty Dzido po terenie stoczni jest jedną z najbardziej przejmujących w całym filmie.

 

M jak macho

 

Shana Penn
Kadr z filmu: „Solidarność według kobiet”

Łataniem herstorii “Solidarności” pierwsza w Polsce zajęła się amerykańska historyczka, Shana Penn. – Solidarność liczyła wtedy 10 milionów ludzi i 50% z nich stanowiły kobiety – mówi badaczka. – Mimo tego tylko 8% z nich zasiadało w politycznych gremiach decyzyjnych. W amerykańskim magazynie “Ms” w 1984 Anna Walentynowicz powiedziała, że została wyrolowana, ponieważ mężczyźni wyrzucili ją z “Solidarności” – dodaje.

 

Mężczyźni machnęli ręką na pracę połowy członkiń ruchu, mimo że ich praca była równie cenna, co więcej: one też były liderkami. – Byłyśmy przywódczyniami, ale polskie jest zbyt seksistowskie, żeby to przyznać – mówią Barbara Labuda i Ewa Kulik, kolejne bohaterki “Solidarności”. – Powszechnie panujący mit macho nie pozwolił im przyjąć, że my też jesteśmy współtwórczyniami ruchu.

 

10 lat za ulotkę

 

Rola kobiet w podziemiu jest nie do przecenienia. To właśnie kobiety stworzyły podziemną gazetę, “Tygodnik Mazowsze”, wychodzącą w latach 82-89. Funkcjonowało też podziemne radio “Solidarność” z charakterystyczną linią melodyczną “Siekiera, motyka”. Niektóre liderki, np. Jadwiga Chmielowska, wykazywały się wielkim sprytem w podziemiu (pseudonimy, przebieranki, udawanie kobiety zmęczonej lub słodkiej idiotki). – Większość ludzi w tym, środowisku była fantastyczna. Niespotykane osobowości, ci ludzie niczego się nie bali – opowiada charyzmatyczna działaczka, ścigana listem gończym aż do sierpnia 1990 roku.

 

Podczas stanu wojennego najwyższy wyrok dostała Ewa Kubasiewicz, pracownica Wyższej Szkoły Morskiej. Było to 10 lat za “ulotkę”. Te fakty mogą dziwić, a szczególnie to, że kobiety nie zrezygnowały. Bohaterki mówią, że traktowały aktywność w “Solidarności” jak udział w powstaniu. Waga sprawy była tak duża, że wolały zostać cichymi bohaterkami ruchu, ale w nim być, działać. Twarzą “Solidarności” był Wałęsa, one – jego rękami.

solidarność działaczki
Kadr z filmu: „Solidarność według kobiet”

Okrągły Stół nie dla kobiet

 

Szokującym dla mnie fragmentem jest scena rozmowy Marty Dzido z Janiną Jankowską, autorką książki pt. “Rozmowy z twórcami Solidarności”. Dzido zapytała o to, dlaczego nie ma kobiet w jej książce. Jankowska odpowiada, że wtedy nie zauważyła kobiet, które miałyby wizję, strategię. Na pytanie o Joannę Dudę-Gwiazdę, działaczkę, inżynierkę, publicystykę, która wraz z mężem budowała podwaliny “Solidarności”, autorka odpowiada: – Wie pani, Joanna Gwiazda to właściwie … jej mąż, Andrzej Gwiazda. Nikt nie zapraszał kobiet do podziemia. Robiły ogromną robotę, ale nie wchodziły do władz. Przykre, ale nikogo wtedy to nie dziwiło.

 

Związek zawodowy “Solidarność” z czasem przybrał formę jednego z głównych środków opozycji przeciw komunistom. W perspektywie chodziło o uwolnienie Polski od ZSRR i o wzbudzenie ducha demokracji. Strajki były wszędzie, czuło się rewoltę w powietrzu. W końcu nadszedł Okrągły Stół. Można go było uznać za sukces elit “Solidarności” i robotników, w końcu mieliśmy wolną Polskę. Z drugiej strony podczas obrad Okrągłego Stołu zasiadała tylko jedna kobieta, Grażyna Staniszewska. Nie dlatego, że nie chciały, tylko mężczyźni ich nie dopuścili. Co to za wolna Polska bez kobiet w polityce?

 

Siłaczki Solidarności

 

Jadwiga Staniszkis, jedna z bohaterek “Solidarności”, też nie chce zajmować się polityką. – Kobiety nie pchały się na pierwszy plan, tylko robiły to, co było do zrobienia. Ja wolę pozostać niezależna i zająć się badaniami – mówi. Przeciwwagą dla tej postaci jest Jadwiga Chmielowska, która mówi na archiwalnych nagraniach: – Czas, żeby to naród poczuł się suwerenem i decydował o kształcie Polski. Słowa sprzed trzydziestu laty wzmacnia słowami: – Trzeba mieć odwagę znaleźć ludzi, którzy mają chęć walczyć o Polskę i rozumieją otaczający świat – mówi dobitnie. I ja to kupuję.

 

Nowy film twórców “Solidarności…”

 

Trzeba przygotować się na to, że dokument jest dość długi (jak moja recenzja) i nieco chaotyczny, ale naprawdę warto go obejrzeć. Liczba kobiecych bohaterek i ich role pełnione w “Solidarności” są opisane na końcu filmu. Dokument nie jest nowy, pochodzi z 2014 roku, a w 2018 roku kończą się zdjęcia do filmu tych samych twórców: “Siłaczki”.

 

Film będzie opowiadał o pierwszych polskich sufrażystkach, które na przełomie XIX i XX wieku walczyły o prawa dla kobiet. Historia zatacza koło: pierwszy film był o pokoleniu naszych matek, “Siłaczki” będą o prababkach, dzięki czemu wzmocnimy się w naszej międzypokoleniowej solidarności i lepiej zrozumiemy sens i dynamikę dziejów. Poza tym twórcy “niosą” to, co sami otrzymali w spadku od kobiet. I nie jest to magnetowid, a coś o wiele ważniejszego, coś, co daje nam siłę, wdzięczność, osadzenie kobiecej energii i poczucie wspólnoty kobiecej i narodowej.

 

Gratuluję twórcom zebrania całości kwoty na realizację filmu!

*Tytuł tekstu pochodzi z wypowiedzi Jadwigi Chmielowskiej z filmu.

Film “Solidarność według kobiet” można obejrzeć bezpłatnie w serwisie VOD.

 

Możesz również polubić…