Wierzę w to, że stajemy się kobietami przez całe życie. Nie mam tutaj na myśli zmiany płci, a raczej podejście Betty Friedan (nie rodzimy się kobietami, stajemy się nimi). Urodziłam się kobietą, ten fakt stwierdzono. Nie neguję go, ale czy od razu potrafię się cieszyć w pełni kobiecością? I co ona dla mnie znaczy? W życiu dzieje się wiele rzeczy i przydarza się mnóstwo sytuacji, które pozwalają nam lepiej poznać siebie, swoją istotę kobiecości. Często mija dużo czasu, zanim nauczymy się ją doceniać…
Co ma wpływ na to, kim się stanę lub też: jaka się staję? Archetypy, wychowanie, społeczeństwo, przekonania. A jeśli któraś z tych rzeczy nie jest powodem do dumy? Nie chcemy być dopasowane do jakiegoś wzoru? Dobrze zauważyć w sobie niezgodę. I spróbować otworzyć się na coś innego. A gdzie to zaprowadzi? Nie wiadomo. I to jest najciekawsze! 😉
Grzeczne dziewczynki nie idą do nieba
Grzeczne dziewczynki idą do piekła, które same sobie stworzyły. Niegrzeczne dziewczynki same tworzą własne niebo. A jeśli naprawdę jesteś grzeczną dziewczynką i dobrze ci z tym? Super, niebo zaliczone. O ile po drodzę coś się nie zmieni 🙂
Oczywiście kobiety nie dzielą się tylko na “grzeczne” i “niegrzeczne”. Mam na myśli tutaj bardziej życie w zgodzie ze sobą i swoimi oczekiwaniami. Jeśli na przykład przez wiele lat zachowywałyśmy się jak przykładne uczennice i za to byłyśmy nagradzane, prawdopodobnie możemy mieć tendencje do zaspokajania oczekiwań innych i szukania potwierdzenia swojej kobiecości w cudzych oczach. Jeśli natomiast zawsze robiłyśmy na przekór innym, to też warto sobie odpowiedzieć, co za tym stało. I jaką potrzebę zaspokajałyśmy w ten sposób. I czy dobrze się z tym wszystkim czułyśmy?
Ewa jest Adamem, a Adam Ewą
W naszej podświadomości zbiorowej istnieją takie archetypy (pratypy), od których ciężko się uwolnić. Na przykład Ewa, niepokorna kusicielka i wielka grzesznica, straciła reputację tysiące lat temu. Każdy z nas ma w pamięci zestaw jej cech charakteru i efekt nieposłuszeństwa. Ewa została stworzona z żebra Adama.
Jakiś czas temu czytałam świetną książkę Wojciecha Eichelbergera pt. Kobieta bez winy i wstydu z 1997 roku i interpretację jogiczną mitu o Adamie i Ewie. Przemawia do mnie odważna interpretacja, że Ewa jest odrębną jednostką, a nie częścią Adama, a obydwoje zostali powołani do życia, będąc częścią większej całości. Kobieta nie powstała jedynie po to, aby towarzyszyć lepszemu i większemu (?!) od siebie mężczyźnie w celu zaspokajania jego potrzeb. Ewa jest równoprawnym elementem świata, czyli jin. Taka koncepcja przywraca Ewie podmiotowość. Ale co z zerwaniem jabłka? W interpretacji Yoganandy, Drzewo Poznania Dobrego i Złego to samoświadomość. Adam i Ewa sięgnęli nie tyle po grzech, co po głębszą wiedzę.
Nie staram się walczyć z mitem, który od lat jest utrwalony w naszych głowach, ale myślę, że taki sposób jego odczytania jest dużo mniej opresyjny dla kobiety. Ewie nie sposób jednak odmówić niepokorności. Z tą niepokornością można jednak wiele zrobić. Na przykład użyć jej do zmiany samej siebie na lepsze. Niekoniecznie (a raczej absolutnie nie) do bycia grzeczniejszą, raczej właśnie do odnalezienia w sobie pierwotnej, kreacyjnej mocy i zrobienia z tego czegoś wartościowego dla niej samej (i przy okazji dla świata).
Domowy anioł, wredna karierowiczka i rozwiązła laska
A co dzieje się, jeśli próbujemy użyć swojej mocy i stać się najlepszą z najlepszych wersji siebie? Super pracownicą, świetną kochanką, przykładną matką, fitlaską, która ma czas robić to wszystko, mieć czysty dom i piękne paznokcie? Skoro babcia mogła, Ania Lewandowska i szefowa dają radę, to my sobie nie poradzimy? Znacie skądś tę gonitwę obowiązków? Otóż kobieca moc to nie bycie cyborgiem czy perfekcyjną panią domu. Kogo chcemy prześcignąć i co sobie udowodnić?
Czasem dzieje się też tak, że niektórym z nas przypisuje się łatkę latawicy, bo nie wstydzimy się swojej seksualności, mówimy głośno o potrzebach, miałyśmy w życiu kilka związków, epizodów przypadkowego seksu czy jesteśmy innej orientacji. Bywa również wprost przeciwnie: może przeistaczamy się w Matkę Polkę, która odłoży na bok własne potrzeby, bo chce być opoką dla dzieci? Nie ma nic złego w byciu świadomą swojej seksualności i działaniem zgodnie ze swoimi przekonaniami (o ile nam służą, a nie przeszkadzają), a także z dbaniem o dom i byciem z dziećmi. No to o co chodzi?
Kobiecość mieszka w brzuchu
Rzecz jest o tym, że często wpadamy w daną rolę, bo tego oczekuje od nas rodzina, znajomi, środowisko. Nie znamy innej rzeczywistości i po prostu idziemy za tym schematem, mimo że rola nas uwiera i boli. Bardzo często wredna karierowiczka, Matka Polka czy rozwiązła laska (to trzy najczęściej powielane stereotypy za: dr Elżbietą Klimek-Dominiak w artykule: Kobiecość 2018 w “Wysokich Obcasach”) emanują nieswoją energią, wykreowaną przez kogoś z zewnątrz. Takie kobiety myślą, że są silne, lojalne, seksowne, a tak naprawdę ich dusza puka od spodu. Coś tam słychać, ale jakby w piwnicy jakiś szczur harcował.
Ostatnio słuchałam Magdaleny Glistak z Przestrzeni Kobiet, która dużo mówi o kobiecości. O tym, że wiele kobiet nie zgadza się na swoją kobiecość, bo budzi w nich złe skojarzenia. Ze słabością, poświęcaniem się, nieustanną opieką i byciem nadmiernie miłą. Dlatego często przywdziewają męską maskę, chcąc być postrzegane jako skuteczne i takie, które nie zachowują się “jak baba”. Czy jednak rzeczywiście to jest prawda o nas? A jeśli kobiecość to siła, kreacja, asertywność, ale i seksualność, dobroć, inspiracja, intuicja? Negatywne skojarzenia mogą brać się również z naszej kultury, w której seksualność jest piękna, ale i przerażająca, dlatego fundamentaliści chcą karać kobiety, nie zadając sobie trudu ich zrozumienia (mit świętej i ladacznicy).
Nasze życie zaczyna się w brzuchu, tam są wszystkie emocje i źródło kobiecej energii. Jeśli oddzielamy się od swojego ciała, nigdy nie będziemy naprawdę wolne. Nie oznacza to oczywiście nawoływania do rozwiązłości seksualnej, ale do uważności i pokochania siebie 🙂 Mistrzowie jogi mówią, że moc twórcza kobiety jest aż 16 razy większa niż moc kreacji mężczyzny. Nie chodzi mi o to, żeby “roznieść” wszystkich mężczyzn (wręcz przeciwnie, uważam, że najważniejsze jest współdziałanie), ale żeby spojrzeć na siebie z bliska, “z brzucha” i zapytać samej siebie, kim dla siebie jesteśmy. Ja szukam swojej kobiecości w pracy z ciałem, medytacji, uważności na siebie, ale i w książkach 🙂
Nasz związek ze sobą jest najtrwalszy i jedyny, która potrwa do końca życia 🙂 To my jesteśmy swoimi lekarkami, który wypisują recepty dla swojej kobiecości 🙂 Nawet jeśli są one niedoskonałe (recepty i lekarki), ale spójne z nami. Pewnie będą się zużywały, gięły, przekształcały, ale nie ulegną zniszczeniu. Z czasem (recepty) staną się naszymi najlepszymi przyjaciółkami 🙂
***
No i uśmiechnijmy się czasem do innych kobiet (i mężczyzn), one (i) też nie mają łatwo w docieraniu do naszej istoty:)
***
A z czym Wam kojarzy się kobiecość i jak się w niej odnajdujecie? Podzielcie się swoimi przemyśleniami 🙂
Źródło zdjęć: unsplash.com